Chapter 18: The river of life's water

     Wdowa Rachab rozpaczała nad swym ciężkim losem i niewdzięcznością własnych synów. Skoro świt wyszli z domu nic nie mówiąc. A tu przecież jakoś trzeba się dostać do świątyni na uroczystości ku czi boga Anu z tym oto małym chłopcem. Widocznie  nie umiała sobie dzieci wychować skoro teraz sama musi się o wszystko troszczyć. Dobrze, że jej ukochany mąż już nie żyje, Panie świeć nad jego duszą, bo z rozpaczy, niechybnie drugi raz pękło by mu serce, tym razem z powodu niewdzięczności synów.

    Z przestronnego kufra wydobyła piękny płaszcz, jakoby królewski, którym wyścielona była kiedyś skrzyneczka dla chłopca z pięknymi oczyma, kiedy go znalazła w sitowiach, nad Wielką Wodą. Przykryła nim drewniany wózek, który służył jej na co dzień do zwożenia chrustu z Wielkiego Lasu. Ułożyła śpiącego malca na tak przygotowanym posłaniu. Wydał się jej w tym na szybko przygotowanym barłogu nadzwyczaj piękny i dostojny. 

- Będziesz niczym mały książę w karocy, mój mały- szepnęła radośnie głaszcząc czule rude włosy chłopca i ruszyła w drogę.

    Było południe bo słońce zbliżało się do zenitu. Wszyscy mieszkańcy już pewnie brali udział w uroczystej procesji, gdyż wdowie wydawało się, że między polami unosił się to tu, to tam tuman kurzu. Jednak im bardziej zbliżała się do pól kukurydzy dostrzegła, że to nie kurz, a dym i języki ognia. Z lęku o chłopca, który spokojnie spał w wózku, zadrżało jej serce. Nie wiedziała, czy zawrócić, czy iść dalej, zwłaszcza, że ogień rozchodził się i nad Aleją Białych Domów.

    Zastygła na chwilę wpatrując się w obraz budzący w niej grozę. 

- Matko, może pomogę- usłyszała dźwięczny głos kobiecy i smukłą rękę na poręczy wózka. Oniemiała w zachwycie nad pięknem, które dotąd widziała tylko w oczach małego chłopca.  Pokłoniła się przed nieznajomą bowiem od razu rozpoznała w niej księżną Ester. Ona jednak speszona jej gestem dotknęła jej ramion i podniosła. Sama natomiast uklękła i ucałowała  jej stopy. Rachab zaskoczona zachowaniem kobiety wzięła malca na ręce i z czułością spojrzawszy na niego podała go Ester. Wszyscy razem ruszyli ku świątyni. A gdy zbliżyli się już do wolno kroczącej procesji idumeika przyłączyła się do grupy pątników, a Ester stanęła z śpiącym malcem u drzwi Świątyni. 

    Wtedy to właśnie chłopczyk otworzył oczy. Przez chwilę wpatrywał się w piękną Panią i wsłuchiwał się w bicie jej serca. Twarz mu się rozjaśniła. Rozejrzał się w około jakby kogoś poszukiwał, a gdy w oddali dostrzegł starca Natana zaczął się wiercić niecierpliwie, aby go kobieta postawiła na ziemi.Gdy tylko to uczyniła schwycił ją za rękę i ciągnąć za sobą radośnie krzyczał- Natan, Natan, Natan! 

    Kobieta spokojnie podążała za chłopcem, a za nią spojrzenia wszystkich zebranych. Chociaż nikt na głos tego nie śmiał powiedzieć to każdy wiedział, że piękna Pani to księżna Ester. Kiedy przechodziła pomiędzy nimi jedni oddawali jej pokłon, inni robili jej miejsce, aby mogła przejść bez przeszkód  wraz z chłopcem. Kiedy wreszcie malec całym ciałem przylgnął do nóg starca z rąk mężczyzny nagle opadały sznury, jakby ktoś je przeciął jednym dotknięciem ostrza. 

- Natan, Natan, Natan!- chłopiec tulił się radośnie do starca, a rany których przez przypadek dotknął natychmiast się goiły. Starzec podniósł dziecko i przytulił czule do policzka. Wtedy to malec radośnie krzyknął wprost do jego ucha- Natan, Mama!- dłonią wskazał stojącą przy nich Ester.

    Wtedy to ziemia zadrżała. Kobiety niosące figurkę boga Anu z przestrachu upuściły posąg, a on się rozpadł na tysiące małych fragmentów tuż pod stopy starca Natana i Ester. Wstrząsy się wzmogły, tak że wszyscy mieli wrażenie jakby pod nimi kołysał się szczyt Świętej Góry. Natomiast tuż nad zebranymi rozszalała się potężna burza. W panice, kto miał tylko siłę w mięśniach, w tym, król Etabaal IV i książę Hadd, prorocy boga Aniu i Właściciele Pól, a także spora grupa Idumeiczyków, skryli się w świątyni.

     Tym którzy pozostali na zewnątrz wydawało się, że błyskawica przemknęła przez niebo.  Inni widzieli dym jakby z pieca, a jeszcze inni tylko słyszeli  głos trąb, lub grzmot potężny. Tak czy tak, majestatyczne cielsko świątyni w jednej chwili zachwiało się i rozpadło na pół odsłaniając miejsce pod ołtarzem. A był tam Znak przypominający o śmierci Wielkiego Króla. W jednej chwili z tego miejsca wypłynęła rzeka przejrzysta niczym kryształ. 

- Prawdziwie, Ten był Synem Odwiecznego Właściciela Pól- z piersi wdowy Rachab wydobył się okrzyk przerażania i uznania.

    A po tym wszystkim wiatr się uspokoił. Ustała burza, a ziemia zastygła nieruchomo w miejscu jak to było przed tem. Nastała przenikliwa cisza, a ocalonych otulił szmer łagodnego powiewu.

 


 

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chapter 13: A hidden beauty

Chapter 15: Sparks in the stubble field

Chapter 17: Secrets of a Mother's heart