Chapter 1: The Kingdom of Corn
Bardzo daleko, gdzie wzrok nie sięga, w odległych stronach, pomiędzy rozległym morzem, a kaskadą szczytów górskich, znajdowała się przepiękna równina, a na niej niczym żołnierze, w pełnym rynsztunku, w postawie wyprostowanej, pięła się ku słońcu kukurydza. A widok był zapierający dech w piersiach, gdzie bowiem spojrzysz, tam w uformowanych szeregach, równiutkie, złote kolby. Jedna podobna do drugiej niczym siostra bliźniaczka, nie odróżnisz choćbyś wzrok wysilał i długo wpatrywał się w dorodne łodygi i ziarna.
I nie myśl, drogi gościu, który właśnie nawiedzasz te strony, że to przypadek. To edykt królewski, który stał na straży obfitych zbiorów i zasobnego skarbca. Mimo, że król właścicielem pól nie był, to ustalał zasady uprawy tego drogocennego ziarna. Nie mogło się przecież nic zmarnować, zepsuć, ani straszyć szkaradnym wyglądem. Ziarno miało być pełnowartościowe i kropka. Dlatego sługi króla osobiście doglądali tego, aby na pięknej równinie kołysały się ku słońcu tylko zdrowe ziarna. Na wniosek króla, nadworni magowie opracowali specjalną miksturę, która dbała o obfite zbiory. Królewscy dragoni, przed obsiewem pól, mieli obowiązek dostarczyć, ową miksturę, za drobną opłatą, Właścicielom Pól w całym królestwie Corn.
Właściciele Pól, rodowici Cornianie, nie sprzeciwiali się jaśnie panującemu królowi Etabaalowi IV z jednego podstawowego powodu: nie kalkulowało im się to. Urodzaj i dorodność zbiorów gwarantowały Właścicielom zbyt na rynkach światowych i życie w dobrobycie. Tak że nie musieli sami się trudzić pracą na polu, tym zajmowali się najemnicy, cudzoziemcy Idumeiczycy, których bogactwo Corn przyciągało jak miód pszczoły. Tym samym wszyscy byli zadowoleni, chociaż może... tak... nie do końca, bo najmniej szczęśliwi byli Idumeiczycy.

Komentarze
Prześlij komentarz