Chapter 8: A lost paradise

     Na wschód od świątyni Boga Anu znajdowało się łagodne podgórze Świętej Góry. Na nim to kiedyś zasadzony był ręką Odwiecznego Właściciela Pól ogród, w którym rosły trawy, winnice oraz  drzewa oliwne. Każda z tych roślin należała do jednej z trzech grup roślinności różniących się wysokością, które w połączeniu z bogatymi terenami leśnymi tworzyły przepiękny krajobraz. Niestety dawno już zapomniany przez mieszkańców królestwa Corn. Brak deszczu sprawił, że wysechł moszcz, zginęła oliwa, a ziemia stała się nieurodzajna i spustoszona. Nie było więc żadnego powodu, aby na tym pustkowiu ktoś mieszkał. Ludność przeniosła się najpierw na niższe partie góry, gdzie ocalały Winnice Odwiecznego Króla, a później, gdy powstała świątyni boga Anu na zachód Świętej Góry, czyli na równinę królestwa Corn.

    Tylko nieliczni zapuszczali się na te martwe pustkowie, gdyż życie tu groziło śmiercią głodową. Jakim więc zdziwieniem było dla Glosobela, gdy ujrzał tu przygarbioną kobietę. Najpierw z dala obserwował ją, jak chrust zbierała w lesie, a później śledził jej kroki, aż po małą chatkę na pograniczu Wielkiego Lasu i Ogromnego Pustkowia. Zdziwił się Idumeiczyk, że tak stara kobieta, ma w sobie taką krzepę, gdyż on sam zmęczył się pokonanym odcinkiem drogi.

- Czego chcecie?- usłyszał nagle wydobywające się spod wielkiej chusty słowa, a głos był spokojny, nie zdradzał oznak zaskoczenia czy lęku. Staruszka zrzuciła chrust z ramion i rzekła- Wyśledziły cię ptaki leśne, gdyś się skradał za mną i narobiły rwetesu. 

    Ukrywać się nie było już żadnego sensu więc mężczyzna wyłonił się za krzaków tracąc pierwotny wigor i pewność.

- Chyba długo tu mieszkasz Matko, skoro znasz ptasie zwyczaje? - próbował łagodzić widoczne zakłopotanie spowodowane nagłym wywołaniem swojej osoby.

    Staruszka sprawiała wrażenie jakby wciąż nie była zainteresowana rozmową z intruzem. Nie patrząc na mężczyznę krzątała się przy ognisku. 

- Wystarczająco długo by polubić samotność.- odpowiedziała stanowczo, dając do zrozumienia mężczyźnie, że czas rozmowy dobiegł końca i czas się rozstać.

    Glosobel zgodnie z jej życzeniem już wykonał półobrót, gdy do głowy przyszło mu jeszcze ostatnie pytanie.

- Czy kiedykolwiek, Matko, spotkałaś tu młodą, piękną kobietę?

    Staruszka poprawiła ogromną chustę odsłaniając spalone słońcem czoło i rozległe zmarszczki. Jej twarz się rozpromieniła w szczerym, ale ironicznym uśmiechu.

- Widzą ją codziennie, kiedy w źródle robię pranie.- rzekła śmiało do mężczyzny, a wzrok miała przy tym tak przenikliwy, że  Glosobel był przekonany,iż była w stanie dojrzeć wszytkie skrywane głęboko w sercu tajemnice.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Chapter 13: A hidden beauty

Chapter 15: Sparks in the stubble field

Chapter 17: Secrets of a Mother's heart