Chapter 5: A burning anger
Synowie wdowy Rachab: Perec, Barak, Oz i Ewron nosili w sercu wspomnienie Idumei. W ich nozdrzach zachował się zapach gajów oliwnych. Na językach czuli jeszcze słodycz i wyborny owoc figowca. A w uszach wciąż słyszeli szum cedrów. Nade wszystko mieli w pamięci, że w tym może biednym kraju, jakim była Idumea, byli ludźmi wolnymi, jak ich ojciec Szelomnen. Nie mogli zapomnieć, że to właśnie jemu, sześć lat temu, pękło serce, gdy spostrzegł, iż z wolnego stał się dobrowolnie niewolnikiem Właścicieli Pól. I spoczął na tej bezbożnej, piaszczystej ziemi, a nie w ogrodach gajów oliwnych. Już wtedy w chłopcach zapłonął ogień. Ogień nienawiści. W ich sercach ten właśnie ogień począł gniew, a gdy on dojrzał zrodziło się pragnienie zemsty.
Glosobel, zasobny Idumeiczyk, którego porzuciła córka Właścicieli Pól, poddał wszystkim pomysł, aby podpalić pola kukurydzy, a w ich miejsce przywrócić winnice na urodzajnych zboczach Wielkich Gór. W ten oto sposób Właściciele Pól staną się niewolnikami w ich winnicach, a ich córki będą pracować przy zbiorach jak dotąd robiły to idumeiskie kobiety.
Uspokoił też, tych, którzy podnosili rwetes, gdyż bali się odwetu. Na oko już przecież było widać, że Właścicieli Pól jest niewielu. Od lat nie rodziły się im dzieci. Natomiast naród Idumeiczyków stał się niczym dorodne gałęzie cedrowego drzewa. Synowie Idumeiczyków jako sadzonki oliwki dokoła stołu. Jeśli będzie trzeba zapłoną nie tylko pola kukurydzy, ale i białe domy nad Wielką Wodą.
Wszystkim Idumeiczykom pomysł Gosobela przypadł do serca. Powtarzali sobie z ust do ust na polach kukurydzy wieść o Wielkim Ogniu i nadchodzącym końcu niewoli.

Komentarze
Prześlij komentarz